Ponoć adwent jest czasem przygotowania.
Przygotować się – to znaczy konkretną drogą dążyć do określonego celu; to starać się na miarę naszych możliwości, by „być gotowym”. Brzmi znajomo?
Ten adwent nas budzi, nawet jeśli tak o nim nie myślimy. Bo jak już dawno nie, daje nam szansę i czas do refleksji na temat priorytetów. Ale też zachęca do przełamywania tej niepewności, ciemności, która nas ostatnio coraz mocniej otacza. I jednocześnie wzywa do działania, do wzięcia odpowiedzialności, do harcerskiej służby. Do tego, żeby te nasze powtarzane co roku hasła Betlejemskiego Światła Pokoju mogły się wreszcie w tym działaniu zrealizować.
Adwent to jest wyzwanie, bo budzi nas z naszych przyzwyczajeń. Z premedytacją burzy spokój. Woła, by otworzyć się na nowe. By być gotowym, żeby chcieć czegoś więcej. Żeby rzeczywiście podjąć wyzwanie, a nie tylko mówić o obietnicach, postanowieniach i zmianie, na którą „kiedyś” przyjdzie czas. By być gotowym, żeby dojrzeć światło. Być gotowym, żeby przełamać swoje lęki i ograniczenia. Być gotowym, żeby spojrzeć na drugiego. Być gotowym, żeby wyjść z nocy, która nas otacza.
To wymaga, bo wzywa do zmiany w nas samych. Ta zmiana jest punktem wyjścia. A jej nie spowodują nawet zewsząd płynące dźwięki kolęd i najbardziej świąteczna atmosfera. Bez naszej gotowości do zmiany będziemy stać w miejscu z zawiązanymi oczami i narzekać na brak światła.
Możemy czekać i liczyć, że to, co dobre, wreszcie samo przyjdzie i „coś” w naszej rzeczywistości odmieni. Ale „samo” nie przychodzi. A nawet, jeśli przyjdzie, to tej możliwości nie dostrzeżemy. Tu nie ma półśrodków.
„Noc minęła, dzień jest blisko
W jasnym świetle czyńmy wszystko
Ze snu już powstać pora”.
Bądźmy gotowi.
hm. Magda Lenartowicz
Comments