- Katarzyna Rytko
Szefowa w drużynie „KO”
niniejszy wpis dedykuję wszystkim HSom, którzy przewinęli
się swego czasu przez szeregi 52 ŁDSH „Włóczykije”
im. A. Zawady, doprowadzając mnie swoimi wybrykami
niemal do spalenia się ze wstydu i zawału serca, i którzy
po latach, z dumą stwierdzam, „wyszli na ludzi” :)

Postępująca feminizacja w ZHP sprawia, że w wielu drużynach koedukacyjnych rządzą kobiety, które następnie przekazują drużyny w ręce… kolejnej kobiety. I o ile tym wpisem nie mam zamiaru podważać w żaden sposób roli kobiet w ZHP, w tym w prowadzeniu drużyn koedukacyjnych, własne doświadczenia z kierowania taką jednostką przyniosły mi kilka refleksji, którymi, drogie Panie, chciałabym się z Wami podzielić.
DZIECKO I JEGO MATKA
Drużyna starszoharcerska. Stosunek płci jej uczestników w układzie liczbowym prezentuje się następująco: 60 do 40 na korzyść… mężczyzn (sic!). I taką niesforną grupką, którym hormony biją nie tylko do głowy ale i w różne inne części ciała, dowodzi ONA (ja). Wygląda na to, że chyba zamordystka, skoro nie wchodzą jej jeszcze na głowę. Udowodnili jednak kilkukrotnie, że potrafią pozytywnie zaskoczyć i być w czymś dobrzy – zdobyli numer, przeprowadzili kampanię bohater, a na zlocie w Kielcach 2007 dostali się ze swoim projektem remontu fundacji do jakiejś czołówki nagrodzonych drużyn.
Choć relację pomiędzy drużynową, a członkami drużyny określiłabym dziś sformułowaniem „trudna miłość”, największą satysfakcję przynoszą mi po latach momenty kiedy przypadkowo spotkamy się z dorosłymi już „Włóczykijami” na ulicy, a oni: a) już z daleka się mi kłaniaj i uśmiechają, b) w pospiesznie wypowiedzianych zdaniach mówią o największych swoich „krokach milowych” typu: własna rodzina, kupno mieszkania, skończone studia, nowa praca itp. c) przytaczają jakieś jedno wzruszające/miłe/zabawne/absurdalne/trudne zdarzenie z pracy naszej drużyny - „A pamiętasz kiedy…”. Wnioski mam najogólniej trzy – chyba mnie jednak lubili, chyba nieźle już jako dorośli ogarniają własne podwórko, i chyba czas spędzony w tej drużynie coś jednak wniósł w ich życie (ufff). Na ile mocno i trwale – już tylko im to oceniać.
SUKCES MA KILKU OJCÓW
Na placu boju druhna drużynowa nie stoi sama. Wręcz NIE MOŻE sobie pozwolić na wychowanie takiej zgrai bez kompetentnych PRZYBOCZNYCH. I choć było ich kilku, bardzo różnych, to jednego nie można im odmówić - byli FACETAMI z krwi i kości. Tak, rosły im wąsy i broda, mieli niższy głos, dźwigali większe partie drewna na ognisko i zachowywali stoicki spokój, kiedy mnie skręcało ze złości i bezsilności przy bezskutecznych próbach dobicia się słowami do mózgownic zastępu męskiego…
Drogie druhny! Szefowa musi mieć przy takim rozkładzie płci w drużynie przynajmniej jednego 1-go oficera płci męskiej. Obowiązkowo! Dlaczego? Bo nigdy kobieta nie będzie facetem, kropka. Tyle, że to nie może być byle kto. 1-oficer to nie lada fucha - powinien być w jakimś sensie wyraźny (żeby chłopcy pojęli jego rolę 1-go oficera), zaangażowany (zadaniem przybocznego będzie właśnie obserwowanie i praca głównie z tymi chłopakami) i autentyczny (nie może być wzorem niedoścignionym, musi też pokazać chłopcom, że sam popełnia błędy i mierzy się z problemami). Przyjmijcie, że pewne cechy, role, zachowania, przypisywane są społecznie mężczyznom. Potraktujmy scedowanie trzymania pieczy nad męską częścią drużyny na 1-go oficera, jak wydelegowanie do „tamtego świata”, którego choćbyś chciała pojąć, zrozumiesz i tak tylko po swojemu – po babsku.
JIN I JANG
Druhno drużynowo, pozwalaj chłopcom na to, by mogli spędzać z przybocznym więcej czasu. Znajdź miejsce w pracy drużyny na zadania dla chłopców lub takie, które będą realizować osobno zastępy męskie i żeńskie. Tak, zastępy powinny zachować rozdzielność płciową. Drużyna koedukacyjna nie może realizować jednego uniwersalnego programu, który zaspokoi potrzeby wszystkich, muszą się tam znaleźć elementy dedykowane dziewczynom i chłopcom. Podział na zastępy męskie i żeńskie jest najprostszym, acz nie jedynym rozwiązaniem.
Chłopcy muszą mieć zajęcia dostosowane do swoich potrzeb i możliwości. Pamiętajcie, że mężczyźni w dużej mierze tworzą relacje w oparciu o wspólne przeżycia. Nie potrzebują aż tylu godzin przegadanych nad kubkiem herbaty czy kawy, budujących zaufanie i więź emocjonalną, jak dziewczyny. Mogą nie widzieć się wieki, ale obozowy spływ czółnem, nocną wędrówkę, zimowy biwak pod namiotem czy choćby kopanie dołu na latrynę w deszczu, stojąc po kostki w błocie będą pamiętać latami.
Pięknie wychodzi w drużynie koedukacyjnej praca z podziałem obowiązków, które wspierają kształtowanie przyszłych zachowań i ról społecznych. Odpowiednio dobierając zadania możesz wspierać to, że w przyszłości taki mężczyzna w sposób naturalny będzie przejmował od kobiety noszenie ciężkich toreb z zakupami, szedł obok niej na spacerze osłaniając własnym ciałem od strony ruchliwej ulicy czy zauważał usterki domowe i brał się za naprawę cieknącego kranu. Oczywiście te czy inne umiejętności przypisane społecznie czy kulturowo mężczyznom kobiety przejęły już dawno i wiele z nich w zajęciach typowo męskich radzi sobie świetnie. Niemniej nie chodzi o to, by panów zastępować i w ten sposób „kastrować”. Poprzez stworzenie w drużynie przestrzeni dla chłopców, harcerze uczą się stopniowo czym jest męskość i sami tworzą jej definicję (własną).
MĘSKIE SPRAWY
Pogódź się z tym, że są takie tematy, z którymi gość z Twojej drużyny do Ciebie nie przyjdzie, a o ich istnieniu się nigdy nie dowiesz. To z przybocznym twój podopieczny będzie rozmawiał, kiedy dostanie kosza od koleżanki zastępowej, grozi mu pała na świadectwie szkolnym czy nie pójdzie z drużyną pływać do jeziora, bo… najzwyczajniej nie potrafi. Przecież „chłopaki nie płaczą”(!?!), a system i społeczeństwo ich w tym przekonaniu nieustannie ugruntowują. Tym samym wiele problemów faceci duszą w sobie, nie rozumieją co czują, bo nie zwierzą się ze swoich emocji mamie, babci, swojej dziewczynie. Rozwój emocjonalny u facetów jest niejednokrotnie mocno zaniedbany kolejno przez: rodziców, szkołę, a kiedy dorosną, przez nich samych. I jeśli się w porę nie zorientują, skończy się to nerwicą, pracoholizmem, uzależnieniami, w najlepszym wypadku długotrwałą terapią. Facet nie może się wiecznie przeglądać w oczach kobiety i dlatego o męskich sprawach musi pogadać z innym facetem, uszanuj to i pozwól mieć chłopakom swoje tajemnice.
Poza pracą całej drużyny, zastępem, nie zapominaj o potrzebach indywidualnych. Wykorzystuj pisanie prób na stopnie i sprawności do rozwoju męskich zainteresowań, które może tobie samej wydają się na ten moment co najmniej dziwne. Zapoczątkowane w młodości, w przyszłości będą zauważane u dojrzałych już facetów np. jako samodzielne, niekończące się dłubanie przy samochodzie (własnym, brata, sąsiada i w zasadzie każdym, który okaże się z jakiegoś powodu niezdolny do jazdy), wstawanie o nieludzkiej porze w celu celebrowania wielogodzinnego moczenia kija w wodzie (co nazywane jest przez nich wędkarstwem), czy też nocne polowanie na zupełnie unikatowe, archiwalne wydania komiksu „Tytus, Romek i Atomek”, sprzedawane za niebotyczne sumy. Każdy ma swojego „konika”, od którego nam, paniom, wara. Jeśli jest taka możliwość – niech opiekunem próby chłopca będzie mężczyzna.
Zapomnianym, a wartościowym i silnie osadzonym w antropologii kulturowej narzędziem w pracy z chłopakami są rytuały inicjacyjne. Wchodzenie w nowy etap, krąg wtajemniczenia, do grupy bardziej nobilitowanej/uprzywilejowanej, kulturowo i społecznie miało zawsze olbrzymie znaczenie i służyło przede wszystkim przeorganizowaniu sposobu myślenia przechodzącemu rytuał i osadzeniu go w nowej roli. Przedyskutuj ze swoim przybocznym w jaki sposób i co można celebrować w drużynie jako wchodzenie w nowy etap. Sięgnij do obrzędowości, nadaj nowy wymiar „chustowaniu”, niech zastępy wzbogacą się o jakiś szczególny rytuał tylko dla dziewczyn i tylko dla chłopców.
OCZEKIWANIA I WYOBRAŻENIA
W dziecięcym umyśle jedynym istniejącym światem jest szkoła, zajęcia pozaszkolne, drużyna harcerska. Wyobrażenie o dorosłym życiu na tym etapie rozwoju bywa dość mgliste, ale nie będzie przesadą, kiedy stwierdzę, że szkolny żywot stanowi przedsmak tego co będzie się działo w przyszłości – oceny zamiast podwyżki czy awansu, bójki na boisku zamiast kłótni z sąsiadami z mieszkania obok, matura z matmy zamiast comiesięcznego spinania budżetu domowego. Dlatego tak ważne jest, druhno drużynowo, żeby z tą świadomością umiejętnie przeprowadzić twojego harcerza ze świata dziecka w dorosłość.
W tym procesie wszystko ma swój czas, sukcesy są potrzebne dziecku tak samo jak porażki. Nie podchodź do chłopców w swojej drużynie nadopiekuńczo (od tego mają babcie i mamy ☹), nie mów też im tego jacy powinni być, niech sami do tego dojdą metodą prób i błędów. Nie ma jednego idealnego modelu, twój podopieczny nie będzie taki jak Ty sobie wyobrażasz. 13-latek nie usiedzi grzecznie w miejscu słuchając twej przeeeedługiej gawędy czy 15. z rzędu ogniskowej piosenki o miłości i to nie oznacza, że Cię nie szanuje jako drużynową. Nie mów chłopcom jacy mają być, co mają lubić a czego nie, jak mają odpowiadać kiedy się ich pyta. Zamiast wyliczać to, co powinni, daj im się określić samemu, ale stwórz ku temu właściwe warunki. Pokaż ramy, podeprzyj się PiPH, odwołaj do fundamentów Organizacji (HSW), woodcraftu Setona, promuj postawy poprzez pracę z bohaterem. Panowie swój rozum mają i coś tam na swój sposób zrozumieją. Jeżeli umiejętnie zarządzisz przestrzenią „KO”*, kiedyś któryś uczeń przegoni mistrza, a może nawet sam zastąpi go funkcji.
hm. Katarzyna Rytko (RPM „Ręka metody”),
która jako drużynowa starszoharcerskiej drużyny koedukacyjnej popełniła masę błędów, ale na tamten moment inaczej nie umiała i nikt jej nie dał gotowego skryptu jak to robić. Dziewczyny! Wyposażone w wiedzę powyżej, wielu z nich możecie uniknąć!
*KO - koedukacyjna