top of page
Zdjęcie autorahm. Jolanta Kreczmańska

Piękna niedoceniona.

Zaktualizowano: 24 kwi 2018


Piękna niedoceniona – specyfika harcerstwa. Bo o nią właśnie chodzi. A w niej awangardowa, choć wprowadzona na początku zeszłego stulecia, wyprzedzająca o cały wiek wiedzę i powszechną praktykę pedagogiczną – metoda harcerska. Uczenie w działaniu, wzajemność oddziaływań i wykorzystanie potencjału każdego człowieka w małej grupie. Szkolenie przez przeżywanie, które dopiero w ostatnich kilkunastu latach stało się odkryciem szkoleniowców i trenerów. Opiekun próby jako prekursor coachingu i mentoringu w czasach, w których te słowa w naszej kulturze nie istniały. I to, że nie straciła nic na nowoczesności, bo przecież świat dopiero zaczyna doceniać jej fundamenty. W tym wszystkim my, którzy jakże często nie dostrzegamy, jak awangardowym kiedyś i wciąż nowoczesnym, systemem budującym człowieka przyszło nam działać.

Nie doceniamy? Mamy różne doświadczenia? Nie znamy? Czy może nie rozumiemy?

Na początku postawię ważne pytanie o to, czym jest harcerstwo. Nie organizacja, a właśnie harcerstwo. Może uda się określić punkt wyjścia do refleksji? Bo harcerstwo nie zamyka się w słowach wypowiedzianych. Słowami nie da się przekazać harcerstwa. Tak jak w prezentacji czy abstrakcyjnym ćwiczeniu podczas warsztatu, nie da się nauczyć metody czy opartych na niej zasad harcerskiego wychowania. Owszem, można uczyć o metodzie, ale to niezwykle rzadko jest skuteczne, bo metodę trzeba przeżyć, by do jej zrozumienia dojść samemu. Przeżycie pomaga – buduje nasze poglądy na czymś najmocniejszym – na własnym doświadczeniu, własnych emocjach, własnych refleksjach. A słowa, choć ważne, zawsze mogą być różnie zrozumiane.

Do takiego ujęcia harcerstwa zbliża nas również nowoczesna myśl pedagogiczna, w której zdecydowanie odchodzi się od podejścia transmisyjnego na rzecz podejścia interakcyjnego. Bo wiedza i przekonania są nasze, osobiste i winny wynikać z naszych doświadczeń i przeżyć

Wpadł mi w ręce, jakiś czas temu, numer „Czuwaj” którego spokojnie nie mogłam odłożyć na półkę, bo chyba mimowolnie pokazał sedno różnych spojrzeń na harcerstwo – dyskusji o tym jak pracować z kadrą, na czym polega tożsamość harcerstwa i co jest w harcerstwie dobre  a co warto zmieniać.

Pozwólcie, że o to docenianie specyfiki harcerstwa zawalczę. Spróbuję wydobyć myśli przez nas, instruktorów harcerskich,  formułowane i z nimi. podyskutować  Wydobędę kilka stwierdzeń do których  odniosę się polemicznie.

Stwierdzenie pierwsze:

„W ZHP obecny model przygotowania kadry do pełnienia każdej funkcji opiera się wyłącznie na systemie szkoleń”

Choć z intencją, że taki model byłby zły zgodzić się mogę, to ze zdaniem tym traktowanym jako opis stanu faktycznego już nie.

Gdzie w tym stwierdzeniu mieści się przygotowanie do pełnienia funkcji, choćby tej najważniejszej – drużynowego, przez sukcesywne szkolenie w działaniu : bycie najpierw zastępowym, potem przybocznym by stać się drużynowym?

To jak amerykański spełniony sen, w którym przyszły prezes, przywódca, zaczyna od samego dołu i zbiera nieoceniony bagaż doświadczeń, ucząc się od swoich poprzedników, mierząc się z codziennością.  Dlatego w systemie pracy z kadrą, a tak naprawdę przez dziesiątki lat wcześniej, najważniejszym źródłem pozyskiwania kadry było i jest pozyskiwanie kadry wewnątrz organizacji. Tej przysposabianej stopniowo. Szkolenie w działaniu, po kawałku.

Gdzie w omawianym stwierdzeniu mieści się próba instruktorska, która trwa często rok czy półtora, właśnie po to, by każdy z nas, był lepiej przygotowany do bycia instruktorem? A gdzie praca z opiekunem próby?

To przecież dwie kolejne płaszczyzny kształcenia. Próba – poligon, nabywanie doświadczenia, samodzielnie wykonywane zadania. I opiekun, który może być obserwatorem, takim “ratownikiem wodnym”, który gdy trzeba, rzuca koło lub wskakuje do wody, ale może też być mistrzem, nauczycielem, czy  – mentorem jak kto woli.

A gdzie mieści się w tym stwierdzeniu cała indywidualna praca z kimś, kto ma w niedługim czasie objąć nową funkcję? Ostatnio, na jednym z kursów, gdzie byłam gościem, ktoś z uczestników powiedział, że rozmowa indywidualna z przyszłym drużynowym o opisie jego funkcji, jest w ich hufcu jeszcze jedną formą indywidualnego przygotowania do jej pełnienia. Możemy w takiej rozmowie w cztery oczy odnieść się do wyobrażeń, planów, obowiązków. Daje nam ona podstawę by potem co jakiś czas zgodnie z zasadami, ale też dobrym zwyczajem wracać do ustaleń z niej płynących. Tak więc to znów jest coś innego niż szkolenie.

Wreszcie, gdzie samokształcenie przed objęciem funkcji i praca nad sobą, na którą tak bardzo w harcerstwie mamy zwracać uwagę? Na szczęście mam wrażenie, że dzięki pojawiającym się nowym, dobrym pozycjom książkowym – książki są ogromną inspiracją – coraz łatwiejsze staje się samodzielne doskonalenie, co zdecydowanie ułatwia właściwe „szlifowanie” postawy.

Bo na kompletne przygotowanie do pełnienia każdej funkcji instruktorskiej składają się zarówno umiejętności praktyczne zdobywane w działaniu jak i równie istotne, o ile nawet nie ważniejsze budowanie osobowości i charakteru przez pracę z otaczającymi, dojrzalszymi instruktorami oraz zdobywanie doświadczenia pod okiem mistrza, instruktora, którego najmocniejszym narzędziem oddziaływania jest przykład własny, wsparte dodatkowo procesem samokształcenia, choćby przez czytanie książek.

To jest całościowy, zamknięty proces pracy z kadrą. Szkolenia na tej drodze to nie jedyne działania przygotowujące do funkcji, to raczej kamienie milowe, porządkowanie wszystkich klocków składających się na harcerskie wychowanie czy zgłębianie istoty rzeczy.  To próba instruktorska przygotowuje do pełnienia funkcji instruktorskiej w tym najważniejszym aspekcie  – wychowawczym. Robi to w sposób ciągły, rozłożony w  czasie. Szkolenia są jedynie jej elementem.

Czy zatem, naprawdę można przyjąć za prawdziwe stwierdzenie, że przygotowanie do funkcji opieramy wyłącznie na systemie szkoleń?

Stwierdzenie drugie:

„System rozwoju różni się od systemu szkoleń tym, że poszerza definicję kompetencji. To nie tylko wiedza, którą można przekazać na szkoleniach, ale też umiejętności, doświadczenie, przekonania i postawy reprezentowane przez kadrę organizacji. System rozwoju pokazuje oprócz szkoleń również inne formy poszerzania i pogłębiania kompetencji, takie jak ukierunkowana praktyka oraz wsparcie bezpośrednich przełożonych….”

No właśnie. W 100% się zgadzam! Tyle tylko, że tego stwierdzenia nie można przeciwstawiać systemowi kształcenia w harcerstwie, czy konkretnie w ZHP. To jego dosyć uproszczony, ale jednak adekwatny opis.

W ZHP działa właśnie system kształcenia a nie system szkoleń. Moim zdaniem, drążąc zakres słów,  jest to nawet system kształtowania a nie kształcenia. Szerzej, więcej, kompleksowo. System kształtowania instruktorów, oparty na systemie pracy z kadrą. Bo kształcenie w harcerstwie jest wtedy skuteczne, gdy prowadzi do „lepszego robienia harcerstwa”, gdy łączy w sobie nabywanie doświadczenia pod okiem mistrza, sprawdzanie się w działaniu i „szlifowanie” umiejętności pod wpływem tego działania, gdy buduje postawę i wreszcie rozwój osobowości na przeżyciach i refleksjach. Tym właśnie różni się harcerski system kształcenia od korporacyjnych, branżowych systemów szkoleń, w których stawiamy na podnoszenie wybranych kompetencji.

W harcerstwie podchodzimy do człowieka holistyczne, całościowo, bo wiemy jak ogromną rolę w wychowaniu stanowi właśnie wszechstronność instruktora i suma osobowości, umiejętności, autorytetu i wiedzy. Patrzymy szerzej, bo nie wykonanie zadania jest naszym celem, a zbudowanie bogatego człowieka poprzez drogę jaką on pokonuje. Potrzebujemy instruktora bogatego życiem wewnętrznym, umiejętnościami, hartem ducha, wszechstronnego, mądrego i szczęśliwego. Oczywiście, możemy dodawać różne „nakładki specjalistyczne” ale doskonałość modelu tkwi właśnie w systemowym podejściu opartym na równowadze. Nasz system stopni instruktorskich jest piękną, niemożliwą do skonstruowania wprost matrycą kompetencji – holistyczną i zrównoważoną, prowadzącą do tego by stać się mistrzem, dojść do mistrzostwa właśnie w umiejętnym wspieraniu innych na drodze rozwoju. A w harcerstwie ta droga jest oparta na działaniu, na grze, na rozwoju przez pokonywanie trudności, a nie przez teoretyzowanie. Jest czymś więcej niż zapisem kompetencji do którego zadziałania mozna podążac różnymi drogami. Nasz system stopni, poprzez swoją konstrukcję i samą zasadę działania, wymusza podejście konstruktywistyczne, uniemożliwiając praktycznie działanie przekazu transmisyjnego. Coś o czym dzisiejsza pedagogika już może marzyć, bo zostało nazwane, opisane i zidentyfikowane jako naturalne dla człowieka. Tyle, że u nas działa od 100 lat.

Harcerstwo „stoi” na praktyce, na przeanalizowanym doświadczeniu, na wrażeniach i emocjach. Zastosowane powyżej określenie SSI mianem „matrycy kompetencji” co oczywiste, nie do końca jest właściwe. To taki skrót myślowy prowadzący do lepszego zrozumienia omawianej kwestii. Nasz system stopni instruktorskich jest bowiem znacznie zaawansowany. Zgodnie z podejściem konstruktywistycznym, nie określa kompetencji wprost, lecz wyznacza drogę do ich uzyskania. Właśnie po to, by były to kompetencje nabyte (a więc własne, osobiste) a nie nadane. Odpowiednie do potrzeb konkretnej osoby. Tu również objawia się siła harcerskiej metody z jej indywidualnym podejście do każdego. Nie próbujemy wkładać naszych wychowanków w tabelki tylko wyznaczamy szeroką ścieżkę. Oni sami ze swoim mistrzem opiekunem wybierają konkretnie to co w tej drodze jest dla nich ważne. Odnajdują swoje moce i słabsze strony. Mają możliwość refleksji i odpowiedzi na pytania o to kim są a kim chcą być oraz co mogą i powinni zrobić aby to osiągnąć.   Oczywiście, nie bez znaczenia jest również to, co się dzieje podczas drogi po instruktorskiej ścieżce poznania. Dzięki różnym interakcjom uzyskujemy efekt kształtowania zwielokrotniony w stosunku do zwykłego kształcenia ukierunkowanego na zdobywanie kompetencji. I to dzięki temu, możliwa jest odpowiednia synergia wszystkich kształtujących elementów.

Stwierdzenie trzecie:

„Szkolenia rozwijają wiedzę i umiejętności, ale trudno w ich formule rozwijać doświadczenie, bo to wymaga więcej czasu i zmierzenia się z rzeczywistymi problemami w praktyce, w działaniu. Taką prawidłowość już dawno zauważyły organizacje, instytucje i firmy poważnie traktujące rozwój swoich kadr.”

I harcerstwo też to zauważyło i to prawie sto lat temu. Już pierwszy kurs instruktorski zorganizowany przez Bi-Pi w 1919 r był kursem w 100% przeżyciowym i całkowicie praktycznym. Harcerstwo zawsze stawiało na praktykę, ćwiczenia, rozwój umiejętności instruktorskich poprzez nabywanie doświadczenia. Kursy międzywojnia to choćby praktyka w innej drużynie czy na kursach wigierskich, a w czasach okupacji choćby prowadzona w „Szkole za lasem” „kąpiel metodyczna”. Praktyka i budowanie doświadczenia było i jest fundamentem harcerskiego kształcenia.

Dziś też jest wiele kursów opartych na uczeniu przez działanie, zgodnie z metodą harcerską. Na każdym kursie kadry kształcącej „Ręka Metody”  ważnym elementem jest doskonalenie w działaniu, poprzez „szlifowanie” swoich umiejętności pod okiem mistrza, poprzez prowadzenie zajęć dla drużynowych w macierzystym hufcu i na kursowym biwaku. Ale pewnie takich form jest więcej.

Może jest ich zbyt mało? Jeśli tak, to na pewno warto kłaść duży nacisk właśnie na szkolenie w zgodzie z metodą harcerską, oparte na doświadczeniu, na doskonaleniu przy wsparciu mistrza umiejętności instruktorskich i to nie tylko w grupie, ale też w pracy indywidualnej.

A czy kursy trenerskie mogą nam w tym pomóc? Czy wykład, a nawet proste ćwiczenia, pokażą dobre wzorce? Przecież diagnozujemy w organizacji problem ze zbyt słabym działaniem systemu małych grup, systemu stopni i sprawności, pracy metodą harcerską, małej liczbie obozów podsumowujących roczną pracę drużyny i biwaków opartych na kontakcie z naturą. Jeśli mówimy wciąż o mało atrakcyjnym i statycznym programie, to nie możemy robić szkoleń z flipchartem i rzutnikiem i siedzeniem przez kilka godzin.  Trzeba jechać w teren, dać  przeżyć przygodę przez duże P, opartą właśnie na metodzie harcerskiej, wywołać powstanie silnych więzi w zastępie i wyzwolić wkład każdego w tą małą wspólnotę, pokazać dobre wzorce by poprzez przeżywanie doprowadzić do refleksji, zrozumienia istoty i specyfiki harcerskiego działania. To właśnie dlatego na kursach tak wiele powinniśmy uczyć pośrednio. To właśnie dlatego każdy dobry kurs powinien mieć kilka elementów praktycznego działania pod okiem kadry czy wypracowywania w zastępie najlepszych rozwiązań, takich które potem każdy przenosi na swoje pole służby. To właśnie dlatego kursy powinny być możliwie najbardziej lokalne, związane z macierzystym środowiskiem działania, a jeśli to jest niemożliwe, to kadra powinna programowo wymuszać działania w środowisku lokalnym. Uczenie przez działanie i dobre wzorce powinny być elementem każdego kursu instruktorskiego, ale też pracy ciągłej każdego namiestnictwa. Potrzeba nam może mniej form, za to powinny być pełniejsze – nie jedynie teoretyczne. I też oparte na wsparciu indywidualnym, dostosowanym dokładnie do potrzeb.

Gdy w 2011 roku na Zlot Kadry ZHP do Perkoza przyjechali trenerzy z Pracowni Gier Szkoleniowych, która w sposób nowoczesny i jakże bliski harcerskiemu J szkoli kadry menadżerskie i trenerów w grach, które właśnie bazują na doświadczeniu – byli oczarowani naszym wielowymiarowym kształtowaniem człowieka, opartym na przeżywaniu i doświadczeniu. Harcerstwo już 100 lat temu poważnie traktowało rozwój swoich kadr.

Prawda bowiem jest taka, że na zwykłym kursie nauczymy się wszystkiego o metodzie a na harcerskim (nie z nazwy a z formy) nauczymy się metody.

Stwierdzenie czwarte:

„Co więcej w większym stopniu operuje się w takim właśnie podejściu nie tyle „jednostkami kształcenia” (warsztat, kurs….) co treściami, które należy przyswoić pozostawiając uczestnikom możliwość wyboru jak tego dokonają. Nasza propozycja to zatem seria modułów, w którym opisane są treści kształcenia. Formy nie są tu istotne.”

No cóż, i tu pojawia się kolejny problem, bo w harcerstwie forma jest istotna. W harcerstwie istotna jest pośredniość i rola dobrych wzorców. Nie znaczy to oczywiście, że jest jedyna słuszna forma do danej treści. Na szczęście mistrzowie harcerstwa,  a chciałoby się rzec Harcmistrzowie, potrafią tworzyć różne formy do przekazania konkretnych treści, nauczenia umiejętności czy kształtowania osobowości. Tworzą różne formy do tego samego celu. I właśnie o to chodzi. Forma uczy, w harcerstwie nie mniej niż treść a czasem znacznie więcej, a już na pewno trwalej i głębiej.

Wykład o metodzie pozwoli tylko musnąć jej treści, uczestnicy poznają jakieś nazwy, pojęcia ale czy będą umieli się nią posługiwać? Czy wręcz forma przekazu nie zaprzeczy treści przekazu? Jak słusznie zauważono w jednym z cytatów powyżej ludzie dorośli uczą się przez doświadczenie. Muszą najpierw coś poczuć, posmakować, by potem dopiero to przeanalizować, wyciągając meritum. Można dużo wiedzieć i mówić o metodzie lecz wcale ….jej nie znać, nie czuć, nie rozumieć. Forma ma tu często kluczowe znaczenie. Poprzez dawanie dobrych wzorców, poprzez danie możliwości analizy skutków, nie teoretycznie, ale poprzez porównanie doświadczeń i odczuć uczestników kursu, przez praktykę.

Na kursie uczy wszystko: forma prowadzenia zajęć, atmosfera, sposób pracy małych grup, sposób biwakowania, ułożenia gry w terenie czy wreszcie postawa kadry. …

Stwierdzenie piąte:

“Aby taka zmiana zaszła (chodzi o trwałe zmiany w umiejętnościach ludzi – przyp. JK), chodzi o przejście przez trzy kolejne stadia: doświadczenie (coś trzeba przeżyć), refleksji (coś trzeba przemyśleć) i interakcji (coś trzeba przegadać) – w takiej właśnie kolejności. Tymczasem kształcenie incydentalne (kurs, warsztat, zlot ….i co dalej) zapewnia w najlepszym wypadku pierwszy z wymienionych kroków oraz motywację, by postarać się o przeżycie kolejnych.”

Pełna zgoda dla triady: doświadczenie, refleksja, interakcja. Ja nawet stawiałabym na interakcję w działaniu – praktyce, a nie tylko przegadaniu. Taką interakcję wielopłaszczyznową. To daje lepsze utrwalenie, szansę na wydobycie i nadrobienie nieuświadomionych luk. Zresztą cykl Kolba nie jest odkryciem Ameryki.

W harcerstwie był stosowany zanim go nazwano. Bo harcerstwo, oparte na działaniu i relacjach między ludźmi, w wielu miejscach wyprzedziło nazwane później teorie zarządzania.

Ale skąd założenie, że kurs zapewnia jedynie doświadczenie? To nie tylko stoi w sprzeczności z cytowanym tu  stwierdzeniem trzecim  (choć różny punkt widzenia wynika zapewne z tego, że autorami są dwie różne osoby, tyle, że w następujących po sobie artykułach) .„Szkolenia rozwijają wiedzę i umiejętności, ale trudno w ich formule rozwijać doświadczenie…” Zgadzam się, że dobry kurs musi opierać się na doświadczeniu, ale też nie wyobrażam sobie, by po nim zabrakło przemyślenia i przegadania. Może po prostu skierujmy swój potencjał, swoje siły nie w kierunku wymyślania rzekomo nowych narzędzi, ale na zrozumieniu, zgłębieniu, przeżyciu i przekazaniu dalej,  tego doskonałego systemu który składa się na metodę harcerską.

Stwierdzenie szóste:

“Pojęcie praktyki (czy też stażu) przy wykonywanej pracy nie jest w realiach harcerskich żadnym novum. Tymczasem jego praktyczna realizacja  – przyjmowanie na staż członków zespołów w hufcu, chorągwi czy GK (…) pozostawia wiele do życzenia.”

Może staże pozostawiają wiele do życzenia, ale praktyka w harcerstwie to znacznie bogatsze spektrum działań niż formalne staże – to przede wszystkim nabywanie umiejętności nie pod pojęciem stażu, a przez bycie zastępowym, przybocznym, pojechanie z inną drużyną na biwak, wejście w skład komendy kursu, itd. Taki „staż” naturalny, jak cała metoda, może nie nazywany stażem, ale jednak odgrywający taką rolę. Trzeba to wzmacniać. Staż rozumiany zawodowo może to wzbogacać, ale ze względu na specyfikę harcerstwa będzie jedynie marginesem w skali instruktorskich działań. Jeśli nie będzie marginesem, to zamiast pomóc-zaszkodzi. Bo w harcerstwie to terminowanie u boku mistrza, w nowej roli, jest naturalne,  ma wiele barw. Zjawisko takiego „stażu” jest w harcerstwie masowe. W końcu niemal każdy drużynowy ma przybocznego, a każdy komendant – zastępcę, nie wspominając już o zastępowych, członkach zespołów instruktorskich czy choćby zadaniach realizowanych w ramach prób na stopnie pod okiem mistrza. A przy tej całej relacji uczeń-mistrz mamy nieustającą wzajemność oddziaływań – bo w harcerstwie, choć są mistrzowie, to nie ma trenerów, wychowawców czy nauczycieli. Tu nigdy nie jesteś na mecie. Tu o Twojej wiarygodności i sile oddziaływania decyduje twoja nieustająca praca nad sobą.

Dla kogoś jesteś mistrzem, ale i ty sam wiesz, ile drogi masz jeszcze do zrobienia. Nie masz etapów: staż – działanie. Jest ciągłe łączenie działania z podnoszeniem własnej poprzeczki. Każde działanie jest związane z wzajemnym oddziaływaniem. I czym lepiej rozumiesz sens harcerstwa, tym lepiej wiesz, że ciągle i wszędzie, masz wychodzić poza swoją strefę komfortu – masz wymagać najwięcej od siebie i uczyć się od innych.

Stwierdzenie siódme:

„Choć w ZHP nadal myślimy kategoriami funkcji, czyli konkretnej wykonywanej pracy (czyli uprawiamy tzw. Kształcenie zawodowe), to w życiu większości ludzi pojęcie konkretnego zawodu jest zastępowane przez zespół kompetencji, które się nabywa a potem realizuje w różnych możliwych zawodach. (…) Budowanie kompetencji, które mogą być przydatne w pracy instruktorskiej, oraz przygotowanie zestawu takich kompetencji (na odpowiednio ogólnym poziomie) wydaje się wyjściem naprzeciw myśleniu o karierze w ZHP.”

Niestety nie mogę ominąć zaskoczenia związanego z użyciem sformułowania „o karierze w ZHP”, bo przecież kwintesencją bycia instruktorem nie jest kariera, a służba czyli absolutnie BEZINTERESOWNE dawanie. Dawanie ze względu na własną wrażliwość, otwarcie na potrzeby innych czy też zwykłą chęć zmieniania świata na lepszy. W harcerstwie skutecznym instruktorem, prawdziwym wychowawcą, będzie tylko ten, który nie szuka w harcerstwie zaspokojenia własnego ego, zabawy, spełnienia własnych ambicyjek, czy przygody – nie skupia się na „ja”, „mnie”, „dla mnie” ale szuka okazji do służby, najlepszego miejsca do czynienia świata lepszym. W tym też siebie, ale nie przede wszystkim siebie.

Ale pominąwszy to zaskoczenie to… w harcerstwie od powstania systemu stopni instruktorskich mamy do czynienia z bardzo zaawansowanym, wielopłaszczyznowym rozwijaniem instruktora, począwszy od postawy, a na kompetencjach miękkich i konkretnych umiejętnościach skończywszy. To piękna, barwna i wielopłaszczyznowa i przemyślana matryca kompetencji (jak już wyżej napisałam, to oczywiście skrót myślowy) bo…. szykuje przede wszystkim do roli mistrza-wychowawcy, a nie do roli sprawnego menadżera w tej czy innej dziedzinie. Bo jeśli jesteś instruktorem, musisz przede wszystkim wychowywać i mieć świadomość narzędzi harcerskich, naszych ideałów, specyficznej metody i… czegoś niezwykle unikatowego: determinanty ciągłej pracy nad sobą – siły przykładu własnego.

Przy tym wszystkim, ta praca nad sobą, nie jest jedynie pracą dla siebie, a jest w dużej mierze pracą dla innych. Jeśli nauczysz się metody, zrozumiesz ideał wychowawczy i siłę specyfiki harcerskiego programu, to będziesz przygotowany do najważniejszej roli osoby dorosłej w harcerstwie – do bycia instruktorem. Reszta, to z punktu widzenia celu harcerstwa dodatki, nakładki, potrzebne tam gdzie chcesz robić coś co wspiera harcerstwo, jest mu potrzebne choć harcerstwem nie jest  – np. promocja, zarządzanie finansami czy majątkiem.

Ale też te rzeczy możesz robić nie będąc instruktorem jeśli tylko masz odpowiednie przygotowanie merytoryczne. Jeśli jesteś instruktorem, powinieneś je poznać i …. sprawnie łączyć z wychowawczą misją harcerstwa. Jeśli jesteś instruktorem, też możesz wykorzystać do instruktorskiej służby wszystko to, co poza harcerstwem umiesz, wręcz powinieneś to wykorzystać.

Cóż, zapewne takie sprawy jak tożsamość ZHP, umiejętności instruktorskie, program i wsparcie metodyczne czy relacje z otoczeniem, to wszystko elementy naszej bazy budowania KAŻDEGO INSTRUKTORA – wszechstronnej, wielowymiarowej, bo nie tylko w zakresie umiejętności, ale też postaw, dostosowanej do specyfiki harcerstwa matrycy kompetencji instruktorskich.

Stwierdzenie ósme:

„(…)posiadanie doktoratu z pedagogiki nie zwalnia kandydata z odbycia odpowiedniego kursu.” (…)„ Należy uznać „obecnie posiadany” poziom kompetencji przez umożliwienie samodiagnozy, zapewne prowadzonej wespół z opiekunem i rozpoczęcie planowania swojego rozwoju od tego właśnie”.

A w innym miejscu u innego autora: „wreszcie organizacja uzna naszą wiedzę, nasze umiejętności i doświadczenie nabyte podczas studiów, szkoleń pozaharcerskich, pracy zawodowej…”

I tu mamy dwa aspekty do których warto się odnieść.

Po pierwsze nie jest tak, że w harcerstwie nie uznajemy tego co umie dany człowiek, jakie ma doświadczenie życiowe. Wielokrotnie, podczas zbiórek komisji stopni, widziałam jak w dyskusji uznawano doświadczenie i zdobyte „gdzieś tam” umiejętności probanta czy opiekuna. I choć ktoś zaraz może powiedzieć, że zna miejsca gdzie jest inaczej to zripostuję: tak, bo harcerstwo (podobnie jak każda sfera życia) nie jest monolitem, bo znajdą się w praktyce przestrzegania każdych zasad przypadki, pokazujące ich jedynie teoretyczny wymiar lub nawet zaprzeczenie. A tę zasadę uwzględniania doświadczeń spoza organizacji mamy od lat zapisaną w wielu miejscach. Choćby w obowiązującym systemie stopni „Otwierający próbę wspólnie z opiekunem ustala program próby, który: (…)uwzględnia w zadaniach aktualny poziom i doświadczenie zdobywającego stopień“)czy w systemie pracy z kadrą („Szkolenia te nie są obligatoryjne dla kadry posiadającej wykształcenie lub doświadczenie w tym zakresie, uzyskane poza ZHP”). Żaden zapis, żadna instrukcja nie zmieni w całości rzeczywistości. To od ilości działań wspierających zapis, od ich jakości – zależy powszechność jego stosowania.

A teraz odniosę się do drugiego aspektu: czy umiejętności zewnętrzne zawsze w całości zapewniają umiejętności kadry? Otóż nie zawsze. Jeśli mówimy o kadrze specjalistycznej, to pewnie na ogół w specjalnościowym ujęciu wystarczą. Ale jeśli  mówimy o instruktorach to zapewne nie.

Dlatego też w harcerstwie „posiadanie doktoratu z pedagogiki nie zwalnia kandydata z odbycia odpowiedniego kursu.” Bo w harcerstwie bycie harcmistrzem, oznacza właśnie wykazywanie się biegłością w specyfice i tożsamości harcerstwa oraz dążenie do bycia wzorcem osobowym, a tak szerokiego spektrum doktoraty nie zakładają. Bo harcerstwo to świadome działanie metodą harcerską a doktorat to potwierdzenie znajomości teoretycznej i badawczej pewnych zagadnień. A to duża różnica. Bo bycie instruktorem wymaga też innych kompetencji niż bycie trenerem –  wymaga dodatkowo znajomości Harcerskiego Systemu Wychowawczego i umiejętności stosowania go w praktyce. Bo bycie instruktorem to jest bycie pedagogiem, plus posiadanie wiedzy i umiejętności związanych ze specyfiką harcerstwa. Doceńmy rolę specyfiki harcerskiego działania i harcerskiej tożsamości. Ona daje szansę na przejście od wiedzy do mądrości i sprawia, że przywództwo w harcerstwie ma wymiar transformacyjny.

Stwierdzenie dziewiąte:

„Osoby dorosłe chętniej uczą się nowych rzeczy (kompetencji) niż dokonują zmian w swoim świecie wartości i postaw. (…) Nie jest możliwe pogodzenie „rybek” i „akwarium” – kształcenie kompetencyjne (co umiem?) odróżnić trzeba od kształcenia formacyjnego (jaki jestem?). Możliwość fuzji jednego i drugiego (…) jest jedynie mitem kształcenia harcerskiego.”

I tu dotykamy sedna ścierania się różnych wizji. Harcerska specyfika nie jest mitem. Żyje i działa i na szczęście w wielu miejscach ma się dobrze. W harcerstwie ludzie nie omijają sfery wartości i postaw, nawet dorośli nie stwierdzają „ja już  swoje wiem” bo harcerstwo jest w dużej mierze właśnie pracą nad sobą w sferze wartości i postaw – bo w nich tkwi źródło naszych motywacji i działań. Instruktorzy nieustająco i świadomie stawiają sobie trudne pytania, w dyskusji, w intelektualnej przygodzie jaką są instruktorskie rozmowy o tym co ważne. Bo w harcerstwie stawia się w sposób naturalny na przywództwo transformacyjne a nie transakcyjne. Bo przykład własny, autorytet czy wreszcie instruktorska wspólnota celów, odgrywa ważną rolę w przebudowywaniu świata wartości, w kształtowaniu postaw.

Tak to prawda, że wielu dorosłych mówi „nic Ci do mojej postawy, poglądów, widzenia świata” ale na pewno nie mówią tak dojrzali instruktorzy – przecież oni są w harcerstwie w dużej mierze z przywiązania do wartości. Jeśli są  wytrawnymi instruktorami, wiedzą też, że dążenie do ideału, praca nad własną postawą jest celem niewyczerpywalnym. Harcerstwo z natury jest formacyjne – kształtuje postawy i system wartości, na którym jak na fundamencie budujemy całe życie. Dlatego też instruktorów się nie tyle kształci co kształtuje. Dlatego też stopnie instruktorskie zawierają tak ważny element kształtowania postaw i osobowości. Dlatego też każde działanie jest w harcerstwie nierozerwalne z aspektem  postaw i wartości. A każdy kurs instruktorski powinien budować osobowość instruktorską. Nie znaczy, że ma to robić tylko podczas ognisk czy pogadanek. Tu główną rolę odgrywa przykład własny. Dzięki tej autentyczności, harcerstwo ma tak dużą siłę oddziaływania. Kurs ma to budować w sposób kompleksowy i mądry, choć oczywiście nie znaczy bezbłędny. Bo błędy są przynależne każdemu człowiekowi i każdemu działaniu. W końcu misją ZHP jest wychowanie a nie nauczanie.

Harcerstwo było innowacyjne od samego początku. W swoim kształceniu w działaniu, roli emocji w kształtowaniu postawy, w odniesieniu do formacyjnej roli przywództwa, we wsparciu mentora, w stopniowaniu trudności. W tych i wielu innych elementach wyprzedziło rzeczywistość. Metoda harcerska jest nadal inspirująca zarówno dla pedagogów jak szkoleniowców. Umie zachwycić też świat zewnętrzny.

Działanie instruktorskie jest też doskonałą szkołą nowoczesnego i zarazem etycznego zarządzania, jest polem rozwijania naturalnego przywództwa. To nie znaczy, że nie mamy nic zmieniać. Ale nie każda zmiana jest dobra. Zmiany dla samych zmian nie są wartością. A wprowadzanie udoskonaleń powinno być mocno osadzone na harcerskiej tożsamości. Ważne by rozumieć specyfikę harcerstwa i jej nie gubić, nie pozbawiać harcerstwa tożsamości i unikatowości a ją wzmacniać. Metodą harcerską można się zachwycić. „Można się w niej zakochać” – słyszę na niejednym kursie. Tylko trzeba jej się poddać, przeżyć ją by poznać jej siłę oddziaływania, rozszyfrować urok. Dla wielu z nas harcerstwo jest wielką przygodą i ogromną szkołą życia, na której zbudowaliśmy też nasze życiowe i zawodowe sukcesy. Doceniajmy to.

hm. Jola Kreczmańska

325 wyświetleń1 komentarz

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

1 Comment


jolanta.kreczmanska
jolanta.kreczmanska
Apr 24, 2018

Na naszym blogu każdy po rejestracji może włączyć się do dyskusji. Zapraszamy:)

Like
bottom of page